W tej książce, która na pierwszy rzut oka wygląda jak reportaż, zaskakuje narracja, która sprawia, że stajemy się odbiorcami powieści. Jednak to nie powieść, tylko najprawdziwsze historie będące udziałem samego autora. „Dzień, w którym umarł Kapuściński” Ramona Lobo przenosi nas do życia korespondentów wojennych. To oni są bohaterami tej książki i to oni ukazują nam swój dzień pracy w różnych zakątkach świata, gdzie toczy się wojna.
Autor nie owija w bawełnę i nie koloryzuje, dlatego niektóre historie są przytłaczające, szokujące i budzą strach. Każdego bohatera poznajemy wraz z jego codziennością i z jego bagażem, który nie zawsze jest do udźwignięcia.
„Dzień, w którym umarł Kapuściński” jest lekturą szalenie wciągającą i przejmującą, a zarazem okraszoną czarnym humorem, który nie ukrywam, jest mi bliski. Ciekawa podróż do świata, który znamy tylko z wycinków medialnych i doniesień prasowych.
Bardzo zachęcam do przeczytania tej pozycji, która na długo zostaje w człowieku, a dodatkową zachętą niech będzie blurb Artura Domosławskiego na jej temat:
To przejmujące świadectwo czasu, a zarazem elegia dla odchodzącego dziennikarstwa, które objaśniało świat i pozwalało go poczuć. Krzyk protestu wobec komercyjnego wyścigu, który odsuwa na bok „Kapuścińskich” tej profesji, a media zamienia w jeszcze jedno narzędzie rozrywki, względnie sektor biznesu.
Polecam serdecznie
Mateusz